- Gdzie jestem?
- Na wojnie, na wojnie
Panie
- Jakiej wojnie? czemu
zwiesz mnie Panem?
- Na Twojej wojnie,
wojnie o przetrwanie,
Wojnie o pokój swego
ducha,
Wojnie o uśmiech od
ucha do ucha,
Wojnie o własne, podłe
życie.
O swe marzenia zabite
w niebycie.
- Gdzie…?
- Tu. Tu, w tym
świecie.
- To sen jakiś?
- Wy nie wiecie?
- Obudziłem się, czy
śnię?
W tym, czy innym
świecie tkwię?
Gdzie jestem?
-Na wojnie
Panie.
Słońca nie
wyczekujcie. Nie wstanie.
Oberżnięty, ciężki
księżyc wszystkim –
i niczym jednocześnie
– bliskim.
- Deszcz…
-Potępienia,
wiecznego
nieistnienia…
- Kiedy…?
-Zawsze,
wiecznie…
- Dlaczego?
-Pan dobrze wie.
- Co z moim światem,
moich snów?
- Jest wojna, Panie.
Kryształowych głów.
Wojna marzeń.
- Czyich?
-Waszych.
- Moich? znaczy…
naszych?
- Waszych, Panie. O
przetrwanie,
o istnienie i o
trwanie,
wygrywanie,
wdrapywanie,
krzywdzenie,
wyzyskiwanie.
Grasz lub przegrasz,
zginiesz
i odpadniesz, martwą
dłonią skiniesz
w ramach buntu bez
istnienia.
Bez domu, bez butów,
mienia.
Sam jeden, nieistotny,
nieważny… bo
przewrotny.
Skończony…
-Lecz
przyrzeczony!
- Martwy…
-Ale z honorem.
- Bezdomny…
-Nie gardzę
borem…
- Nie warto.
-Cóż więc
innego?
- Walczyć. Z nimi. już
bez tego.
- Nigdy. Prędzej
spłonę.
- Czy warto?
-Nigdy nie
ochłonę.
Nie oddam marzeń
nikomu.
Mogę być bez butów,
bez domu.
Nikomu. Rozumiesz?
-Tak Panie.
Bierzesz marzenia za
umieranie
Będziesz martwy, lecz
masz marzenia!
O ironio!... Niczego
to nie zmienia…
Grasz lub przegrasz,
nie ma drogi
Jest wojna. Czas
pożogi,
zniszczenia,
wykończenia,
walki. Pora
zakończenia
wszystkich żywych
snów.
- Więc padnę martwo
zanim przyjdzie nów
Ten oberżnięty,
ciężki, lecz żywy
Ten jaśniejący i
życzliwy
Kwitnący srebrem
pełnym marzeń
On, tylko on losem moich
zdarzeń.
- Wasz wybór, Panie.
Jest wojna…
- Wojna Istnienia!
Nagrodzenia!
Wytrwałości.
Niespokojna!
To i ja spokojny nie
będę.
Jest wojna mówisz?
Więc służbę odbędę.
Będę walczył, broczył
się w krwi
zabijał, mordował. W
tym cel tkwi?
Więc ręki nie cofnę.
Nigdy.
Będę zabijał i walczył
jak Wy.
Ale przeciw Wam.
Przeciw światu.
Mordował będę marzeń
katów,
miłości zabójców, snów
przeciwników.
Sam jeden. W równym
marzeń szyku.
A gdy przyjdzie mi
umierać…
Zapatrzę się w
Księżyc.
Cały dam się sponiewierać…
Lecz marzeń moich nikt
nie zwycięży.
Somhairle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz