Zachód słońca
swą promienistą tarczą
sięga grzbietu drzew
skąpanych w mroku skarcon
przez skraj widnokręgu
który to skraca krążek
jakby z ognia wyjęty
wśród granatu nieba wstążek.
Powoli chowa go czas
wznosi upiorne krańce
coraz to szybciej,
dostrzegam ospałe ostańce
okryte już tylko
blaskiem niby wspomnieniem
pośród mroku przed oczyma
i z zachodu koc żegnam westchnieniem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz