Bledniejące niebo
wita rankiem radosnym
samotnych przechodniów
Rozjaśniając paletę
szarych farb
rozcieńczonych
bezsilnością
Upodabnia nas do aniołów
niedoskonałych w swej
człowieczej
oryginalności
Drży przerwany
cichym westchnieniem
żalu karmionego
nieszczęściem
Poranek tak lekki
w swym błękicie kredki
porzuconej na podłodze.
Risa