Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aleksandra.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aleksandra.. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 25 marca 2010

Strach ma piękne oczy




podmiot liryczny wiersza
wysmyknął mi się z rąk. uciekał
przed uschnięciem, rozsiewał
nieme krzyki:

wyzbyłam się nerwów,
nie ma
nic

i przebiśniegi widziane nocą
nie są bledsze
od moich
łez

kochać w tym szaleństwie
to za mało




aleksandra.

 

wtorek, 2 marca 2010

* * * (świergotanie)




świergotanie tak głośne
krzywi twarze. jak słońce
nie gaśnie i pachnie
ludźmi.

nie pomoże mi wiara,
mądrość ani ładny tyłek.
zanim marzenia zastygną
w gorącym asfalcie, stopię się
we wszechobecnym syfie.

macham rękami, wokół
same wątpliwości. nadgryzione
drobnym kęsem nieświadomości,
błądzące chodnikami
dziewczyny.

Marzenie o czymś nieprawdopodobnym
ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją.




aleksandra.

 

niedziela, 13 grudnia 2009

6.24




wszystkie odcienie szarości
otuliły mnie rumieńcem. szepcząc
odbijałeś się echem pośród ulic.
ciepło zapachów figlarnie tańczyło, w kanonie
odwiedzając moje myśli. nasze
orzechowe oczy zamknęły
kształty moich marzeń, uciekły z tęsknotą
za odjeżdżającym pociągiem.


aleksandra.

 

piątek, 9 października 2009

'lato





płaczmy proszę, płaczmy
i złośliwie
po smukłych murach
skaczmy do słońca.
bądźmy
tak głupi jak zawsze, gdy
nie wstrzymując oddechu
i poprawiając włosy, biegamy
desperacko
po rosie. że niby romantycznie
zbierajmy jagody i uśmiechy dni.

same stukają dziś klawisze blednąc
magią wspomnień. przez palce
czas nam umyka
jesteśmy zbyt leniwi
na miłość




aleksandra.

 

środa, 30 września 2009

'czerwiec





palce z wargami splecione w długie warkocze,
uciskając sentymenty całowały próg drewniany.
gdy usta krwią przebrzmiały, jak dzwony
niedzielne, echo myśli niosło,
a bose stopy biegły, kąsane przez żuki
i niedorzeczności. niedomkniętych drzwi
skrzypnięcia, gdy tlen ulatywał w gąszcz
zielonej trawy.



aleksandra.


poniedziałek, 21 września 2009

wczoraj





z urojoną tęsknotą zaglądałam w okna. dobrze było
stać z przymkniętymi powiekami,
gdy deszcz pieścił chodniki, ludzkim oddechem
witał szarości. za bardzo
baliśmy się uchylić myśli, aby podziękować
za blachę kęsów niedzisiejszych.
woń ciał otulała dachy, a my
czuliśmy jak wątpliwości gniją z nami
w kątach ulic. wierzę-
nie wierzę, a łzami dzieci karmię.
uśmiech jest wygodny, gdy życie
w za małych butach chodzi, skomląc
jesienne historie





aleksandra.