Na drewnianej scenie spływają po desce,
W kolorach brokatu tak kolejne łzy.
Ich twórca wciąż pragnie zakończyć tę klęskę,
Wychodząc do aktu powieka mu drży.
I choć nie mówił o tym nikomu,
I choć malują na twarzy mu smak,
Nie może dłużej grać sam na tej scenie,
Scenariusz tej sztuki to nie jego świat.
Zgubiony w przestrzeni zatapia w butelce,
Skrywany po dziś dzień przenikliwy ból.
I patrząc wciąż w oczy szmacianej kukiełce,
Zazdrości, że nie zna znaczenia swych ról.
I choć nie mówi o tym nikomu,
I choć malują na twarzy mu smak.
On woli w smutku zatracić swe serce,
Chce zatrzymać w sobie kukiełkowy świat.
Lecz kiedyś po akcie, opadnie kurtyna,
A on w swym ukłonie usłyszy ten wrzask.
Tak zniknie mu z twarzy ponura wciąż mina,
Zrozumie jak wielki przyświeca mu blask.
I zacznie mówić o tym każdemu,
I poczuje w ustach prawdziwy smak.
Bo to najszybsza jest droga do szczęścia,
by umieć pokochać prawdziwy swój świat.