niedziela, 21 czerwca 2009

Pokój




W pomieszczeniu na zużyte ciała

mogliśmy jedynie milczeć.

Było nas troje: ja, ty i Bóg.

Zamknęli tam nie-nasze dusze,

które jakby ciążyły im przez wartość.



Pamiętasz, jak co trzy dni o 19 z minutami

zamykałam oczy pod poduszką?

Ona przynosiła wskazówki i tylko

naiwna Aleksandra miała jeszcze nadzieję,

że plan się powiedzie.



Ty nie wierzyłaś.

Powtarzałaś, że nie ma Boga,

a czułam Jego obecność w każdym

kęsie spalonej trawy.



Nasze krzesła były zawsze puste.

Przywiązywali mnie do nich

wstążkami zagłuszania sumienia.

Nie umiałam uciekać.



W nocy przyłapali nas na lataniu za oknem.

Były kraty na trzecim piętrze,

zmyślone historie o umieraniu.

Dłonie zaciśnięte powietrzem,

za mało tlenu, za mało kofeinowych

doznań, jak wtedy: z głodem wolności.



Przykleiłaś do siebie pastylkowe skrzydła.

Nie lubiłaś pożegnań.

Zostawiłaś mi jedynie trzy ściany,

zabrałaś nawet Boga.






Canard

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz