palce z wargami
splecione w długie warkocze,
uciskając sentymenty
całowały próg drewniany.
gdy usta krwią
przebrzmiały, jak dzwony
niedzielne, echo myśli
niosło, 
a bose stopy biegły,
kąsane przez żuki
i niedorzeczności. niedomkniętych
drzwi 
skrzypnięcia, gdy tlen
ulatywał w gąszcz 
zielonej trawy.
aleksandra.
